Tajemnicza cerkiew nad przepaścią

Cerkiew w Łówczy z powodzeniem mogłaby zostać wykorzystana do pleneru jakiegoś filmu fantasy, na przykład Wiedźmina, a to za sprawą jej szczególnego usytuowania i otoczenia, które jest praktycznie gotową scenerią do niezwykłego filmu. Świątynia wznosi się nad stromą skarpą wąwozu, gdzie wijącym się jak wąż, naturalnym korytem płynie strumyk Łówczanka. Szczególnie ciekawie świątynia wygląda, gdy patrzymy na nią z dna wąwozu. Można tam wejść ścieżką, która nosi imię sławnej polskiej śpiewaczki operowej, Janiny Kolorewicz-Waydowej. Bywała ona w Łówczy u swojej rodziny na wypoczynku i przechadzała się tym wąwozem. Spacer w tej okolicy daje bardzo dużo wrażeń estetycznych, napełnia też człowieka energią. Przyroda i piękna okolica emanuje prądem, a ludzie jak akumulatory ładują się pozytywną energią szczególnie w takich miejscach. Cisza i naturalne odgłosy przyrody tonizują i odświeżają. Dlatego Łówcza ma moc, ale i też ciekawe historie, które wpływają na wyobraźnię.

Parę słów o cerkwi.

Czas powstania pierwszej świątyni w Łówczy nie jest znany. Być może wraz z dokumentami została spalona podczas najazdu Tatarów w 1672 roku. Według Karola Notza, który odwiedził Łówczę w 1904 roku, pod prezbiterium obecnej świątyni znajduje się „belek, który miał być dawniej odrzwiami starej cerkwi z napisem „Sosdan chram sej 1698”. To oznacza, że druga z kolei świątynia miała powstać po zniszczeniach tatarskich. Natomiast trzecia cerkiew, ta którą możemy podziwiać do dziś, pod wezwaniem św. Paraskewy, zbudowana została w 1808 roku dzięki staraniom ówczesnego właściciela wsi Jana Matczyńskiego. Pierwotnie miała wygląd kościoła z dwudzielnym planem i dachami dwuspadowymi. Pod zakrystią od południowej strony zbudowana została krypta rodowa. Tam właśnie pod podłogą znajdują się trzy czerwone trumienki dzieci. Odkryte zostały podczas remontu świątyni po wojnie. Jeden z ciekawskich robotników postanowił zajrzeć do trumienki… niedługo potem umarł. Ludzie mówili potem, że to kara za profanowanie zwłok. Trzy tajemnicze trumienki nadal tam leżą pod podłogą starej salki katechetycznej.

Starsi ludzie mówią też, że od cerkwi prowadzi tajemniczy tunel ewakuacyjny. Wychodzi w zboczu skarpy urwiska… ale być może to też tunel, który prowadził do podziemi świątyni? Kiedyś ludzie budowali tego typu budowle, by się w nich chować przed Tatarami, którzy często plądrowali te okolice. Ale naiwnym byłoby budowanie drewnianej świątyni i chowanie się w niej, aby następnie zostać spalonym. Do tego służyły dobrze zamaskowane podziemia. Na pewno coś takiego tu było i pewnie nadal ukryte, czeka na odkrycie.

Świątynia zmieniła swój wygląd w 1899 roku, kiedy to podczas remontu postanowiono zmienić jej wygląd, dodając babiniec i kopułę nad nawą główną. Została też nieco rozbudowana tak, iż „pochłonęła” część przycerkiewnego cmentarza. Do dziś pod posadzką znajdują się kamienne krzyże, które wprawne oko dostrzeże w szczelinach podłogi. Początkowo wewnętrzne ściany malowane były na biało, a dopiero w 1905 roku pokryto je malowidłami.

Po akcji „Wisła”, kiedy wysiedlono większość grekokatolików z ziem wschodnich, cerkiew nie miała opiekunów, dlatego została przejęta przez kościół katolicki i stała się kaplicą filialną parafii rzymskokatolickiej w Płazowie. Około 1960 roku wykonano remont świątyni. Wtedy właśnie południową zakrystię przerobiono na salkę katechetyczną.

W latach 1998-2002 został wybudowany nowy kościół filialny w Łówczy dla parafii płazowskiej. Wtedy też cerkiew przestała być użytkowana przez wiernych i obecnie jest opuszczonym obiektem.

Przy cerkwi znajdziemy drewnianą dzwonnicę z końca XIX wieku. Zbudowana została przez cieślę o nazwisku Petraszkewicz, który wyciął swój podpis na belce na piętrze. Poprzednia dzwonnica miała stać na osi świątyni, jako dzwonnica bramna. Szkoda, że ten piękny obiekt pozostał niezagospodarowany. Miejmy nadzieję, iż niedługo stanie się ciekawym i uznanym zabytkiem, udostępnionym do zwiedzania. Kto wie, jakie jeszcze tajemnice skrywa?

Opracowanie tekstu i fotografie: Grzegorz Ciećka