Krzyż Soba i szklana popielniczka

Czasami tak bywa, że człowiek zauważa różne zbiegi okoliczności i staje się częścią jakiejś dziwnej historii. Można odnieść wtedy wrażenie, że wpadło się w wir jakiejś książkowej opowieści, którą ktoś wymyślił, a my znamy tylko mały jej urywek.

16 lutego 2020 roku zebraliśmy się w ekipę w składzie: Anna, Patrycja, Robert i Grzegorz. Naszym głównym celem było odnalezienie w lesie koło Huty Różanieckiej praktycznie nikomu nieznanego kamiennego krzyża. Mimo iż krzyż był sfotografowany i ukazany w książce „Huta Różaniecka dawniej i dziś” opisującej historię tej wsi, to nikt z pasjonatów tematu nie natrafił na niego do tej pory i nie przedstawił w Internecie. Jego opis głosił: „Krzyż z roku 1831 przy leśnej drodze płazowskiej (Huta Różaniecka – Płazów). W tym miejscu zmarł i pochowany został Sebastian Herda.” Ponieważ dysponujemy potężną bazą inwentaryzacyjną kamiennych krzyży bruśnieńskich na stronie kamiennekrzyze.pl – to odnalezienie jakiegoś nowego z terenu powiatu lubaczowskiego jest szczególnym wydarzeniem. I oto właśnie pokazał się nowy krzyż, a za nim historia, którą trzeba odkryć.
Wiedzieliśmy tylko tyle, że znajduje się na dużej polanie, gdzie został wycięty kawałek lasu, a teren był świeżo zaorany. Zaparkowaliśmy przy cmentarzu i ruszyliśmy leśnym duktem. Na rozległą polanę dotarliśmy bardzo szybko. Uznaliśmy, że jesteśmy w odpowiednim miejscu. W dawnych czasach był tu pański las, a niedaleko usytuowane były pola. Biegła od nich droga bokiem piaskowego pagórka w las. Teraz nie istnieje, została zaorana. Szkoda, że nie trafiliśmy tutaj, jak był jeszcze stary las… Był luty i resztki śniegu na zaoranym wyrębie tworzyły monotonny krajobraz. Wszystko się ze sobą zlewało. Miejsce było dość specyficzne. Można było odczuć, że wydarzyła się tu jakaś historia i zostawiła trwały ślad. Niestety, nasze poszukiwania nic nie dały. Pomimo długich poszukiwań, a nawet rozdzielenia się w celu przeczesania większego obszaru, niczego nie wskóraliśmy. Historia nie była jeszcze gotowa, by się ujawnić. Pewnie potrzebowała innego scenariusza.

Tydzień później Robert postanowił, że spróbuje jeszcze raz. Znalazł go przypadkiem, bo niemal się o niego potknął, tak dobrze się zamaskował. Oto jego relacja:
„Jest niepozorny. Prosto ciosany z grubego kamienia. Nisko osadzony. Tuż przy ziemi.
Na tej ziemi obsianej roztoczańską kamieniarką niby nic specjalnego. Ale zapewniam was, że jest specjalny. Tak jak roztoczańska kamieniarka wyrosła wprost z ziemi. Z żaren, z młyńskich kamieni, z chłopskich rąk. Przez to, że niepozorny, prosty, grubo ciosany, przez to wszystko jest prawdziwy. Niezmyślony. Tutejszy. Huta Różaniecka. Prawdziwe Roztocze.”
Od razu miejsce odwiedziły inne zainteresowane ekipy, które go szukały. Nowo znalezione krzyże to duża atrakcja! Rozpoczęły się też próby znalezienia odpowiedzi na pytanie: co robi samotny kamienny krzyż w lesie? Data 1831 wskazywała na możliwość jakiegoś połączenia z zarazą cholery i powstania listopadowego. Ale nie udało się nigdzie znaleźć Sebastiana Herdy w księgach w tym okresie.
Jest poranek 14 czerwca 2023 rok. Muszę jechać do Huty Różanieckiej na spotkanie w Szkolnym Schronisku Młodzieżowym, gdzie będziemy rozmawiać o dniach otwartych Roztocza.
Jak zwykle jadąc z Huty Złomy, odruchowo rzucam spojrzeniem na krzyż postawiony przez rodzinę Mazurkiewiczów i Sobestyana Czerwonkę. Przed Łówczą, obok drogi, leży potrącona mała sarna, a w Łówczy przy parku rozjechany kot. Myślę, że coś się chyba dziś będzie działo. Dalej w Łówczy trafiam jeszcze na padłego jeża. To już wydaje mi się bardzo dziwne.

W końcu jestem już w Hucie Różanieckiej. Po spotkaniu podejmuję decyzję, że pojadę przez las. Ponoć „dawniej tędy biegła najkrótsza droga na Płazów.” Jadę rowerem, ale po piaszczystej drodze przez las nie da rady. Trzeba odpocząć i wyluzować, dlatego idę piechotą, powoli. Mniej więcej wiem, gdzie jest krzyż. Wchodzę na zaoraną polanę, idę przez brzozowy młodnik i po chwili się ukazuje. Znalezienie go jest proste. Jestem przekonany, że po raz drugi go odwiedzam. Ale, ale… Przecież tu byłem, i owszem, ale wówczas go nie znaleźliśmy! Chyba Robert ściągnął z niego jakiś woal, który go ukrywał?

Najpierw myślę, by tylko „na sztukę” zrobić współczesną fotkę i pojechać dalej, ale dostrzegam, że z tyłu też ma jakiś napis. Przyglądam się chwilę i nagle błysk słońca uwidacznia niekształtnie wyryte litery, które tworzą w moim umyśle napis: „Sob Kudyba zmar na cholery”. Obchodzę go i uważnie przyglądam się drugiej stronie. Po chwili klaruje mi się w umyśle napis: „AD 1831 Prosi o anioł Pański”. W oczy rzuca mi się jeszcze szklana popielniczka przed krzyżem, co ona tu robi? Mam świadomość, że ma być dziś burza, stąd postanawiam, że teraz nie będę tu za długo siedział i analizował tego napisu. Niewiele tam widać, ale Sob Kudyba jest tam na pewno, Anioł Pański być może. Jadę dalej…
Kim był Sob? Skoro na Złomach był Sobestyan, to tu zapewne jest skrót tego imienia, czyli współcześnie byłby to Sebastian „Sobek” Kudyba. W Galicji w 1831 roku szalała cholera. Przywlekli ją rosyjscy żołnierze, zarażali się od nich powstańcy listopadowi, którzy przekraczając granicę w okolicy Huty, zarazili lokalną ludność. Być może Sob był ofiarą takiej zarazy w Hucie Różanieckiej? A może, skoro rodzinę było stać na kamienny krzyż, był pracownikiem lasów pańskich? Może był jednym z lokalnych przewodników, który przeprowadzał powstańców do wyznaczonego punktu, na przykład sprzyjającego powstańcom dworu? Być może w tym miejscu zmarł i tu go pochowali? A może był tutaj stary cmentarz choleryczny albo cmentarz zwierząt?
Pytań jest dużo, ale teraz na niektóre będzie łatwiej odpowiedzieć. Być może w rodzinie Kudybów znajduje się ślad tej historii? Jedno jest pewne, trupy zwierząt jakie tego dnia spotkałem na swojej drodze, jadąc od krzyża postawionego przez Soba Czerwonkę, nie mogły być przypadkowe.

Tego dnia odwiedziłem jeszcze cmentarz w Łówczy. Poproszono mnie, by sprawdzić, czy nie zostały stamtąd skradzione jakieś krzyże czy figury. Cmentarz w Łówczy to piękna nekropolia z ciekawymi, unikatowymi obiektami kamieniarki bruśnieńskiej. Powoli oglądałem krzyże i cokoły. Wyglądało na to, że wszystko jest w porządku, raczej były wszystkie. Przy ostatnich krzyżach zaciekawiło mnie bardzo głośne brzęczenie pszczół. Na cmentarzu było dużo wiekowych lip, ale jeszcze nie zakwitły. Brzęczenie dochodziło z okolicy topoli. Okazało się, że wysoko w koronie usadowił się rój pszczół, który pewnie przed chwilą uciekł jakiemuś pszczelarzowi. Pochodzę z pszczelarskiej rodziny, stąd pszczoły wzbudziły moje zainteresowanie. Szczególnie ostatnio święty Ambroży, patron pszczelarzy, niejako za mną chodzi. Trafiam na dużą ilość rojów pszczół, a nawet na ul z pnia drzewa z wyrzeźbionym świętym Ambrożym. Czy można jakoś połączyć świętych Ambrożego i Sebastiana? Gdy przeczytamy historię na temat św. Sebastiana, dowiemy się, że jego historia znana jest dzięki anonimowemu opisowi jego męczeństwa z roku 354 i z komentarza o nim od św. Ambrożego. To oznacza, że dzięki św. Ambrożemu znamy św. Sebastiana, który jest patronem chorych na choroby zakaźne i kamieniarzy. Ciekawy zbieg okoliczności, że Sob Kudyba zmarł na zarazę i ma kamienny krzyż, gdzie ktoś postanowił przynieść starą, brązową, szklaną popielniczkę i wsadzić ją pod krzyż. W Hucie Różanieckiej była kiedyś huta szkła, w przysiółku Huty Złomy, Starej Hucie, też kiedyś była huta szkła.
Zdaje się, że tworzy się nam jakaś ciekawa historia z Sobestyanem, szkłem, pszczołami i z nutą kamiennych krzyży w tle.

Cytat Roberta Gmiterka i fotografia z 25.02.2020 TUTAJ

fotografie i opracowanie tematu Grzegorz Ciećka