Julian Dyhdalewicz z Sieniawki i jego tragiczna historia

Sieniawka – jedna z wiosek widmo z okolic Roztocza z niezwykłymi i zwykłymi historiami, które warto odkryć. Taką jest na przykład tragiczne wydarzenie, które trwale odcisnęło piętno na miejscu, gdzie wydaje się, że jest tylko las.

Julian Dyhdalewicz był nadleśniczym lasów na służbie hrabiego Agenora Marii Gołuchowskiego, który był ostatnim właścicielem dóbr lubaczowskich. Leśniczówka lubaczowskich lasów umiejscowiona była w Sieniawce w przysiółku Zdany. Zapewne z niej 16 kwietnia 1919 roku nadleśniczy Dyhdalewicz pojechał na zwykłą inspekcję lasów. W miejscu gdzie teraz stoi kamienna figura zwieńczona krzyżem, został przypadkowo postrzelony przez patrol Wojska Polskiego, bowiem nie zatrzymał się na ich komendę.

Żołnierze, gdy zorientowali się kogo zranili, zawieźli natychmiast go do leśniczówki i opowiedzieli jak doszło do tego nieszczęśliwego wypadku. Twierdzili, że Julian nie zatrzymał konia na ich komendę „Stój” i strzelili do powożącego bryczką. Mimo natychmiastowej pomocy lekarza, zmarł w domu, pod wieczór tego samego dnia. Z powodu tej tragedii rodzina postawiła kamienny krzyż, upamiętniający to wydarzenie na miejscu wypadku (relacja rodzinna). Pierwotnie była na niej tablica metalowa, gdzie opisany był ten wypadek, ale zapewne złomiarze ją ukradli. Teraz została zamontowana nowa, granitowa, z okazji setnej rocznicy tego tragicznego wydarzenia. Inicjatorką upamiętnienia była wnuczka Juliana Dyhalewicza, oto inskrypcja:
Nadleśniczy Julian Dyhdalewicz został w tym miejscu śmiertelnie zraniony. W setną rocznicę jego śmierci wnuczka Teresa prosi o pamięć i modlitwę. 16 kwietnia 2019.

Krzyż na miejscu tragedii – fot. GC

Na pobliskim nieczynnym już cmentarzu w Sieniawce znaleźć można nagrobek Juliana Dyhdalewicza (inskrypcja pisana cyrylicą). Wyróżnia się on spośród innych, co pokazuje, że wykonał go bardzo dobry artysta kamieniarz. Ciekawostką jest to, że tego typu nagrobków nie robili kamieniarze bruśnieńscy. Niektórzy przypisują wykonanie tego nagrobka kamieniarzowi z Sieniawki, Wasylowi Gudzowi, ale możliwe, że został wykonany gdzieś indziej, bowiem dwa nagrobki Dyhdalewiczów na tym cmentarzu są wykonane według wzoru jakim dysponowała pracownia kamieniarska Józefa Kuleszy z Krakowa. Najbliższy znany tego typu nagrobek z krzyżem z medalionem z tej pracowni znajdziemy w Jarosławiu na pomniku powstańca, Leona Czechowskiego.

Po samej wsi Sieniawka nic dziś nie zostało. Ostatni mieszkańcy zostali wysiedleni po wojnie w akcji „Wisła”. Jedyne trwałe ślady to cmentarz z cerkwiskiem i kamienny krzyż ku pamięci nadleśniczego. Dwa wiekowe dęby przy drodze na cerkwisko, które nazywane były kiedyś świętymi dębami, na pewno pamiętają czasy, kiedy żyli tu ludzie. Tam gdzie były przysiółki Sieniawki, gdzieniegdzie znajdziemy porośnięte krzakami rumowiska po gospodarstwach. Kilka lat temu, dzięki kontaktowi z potomkami Dyhdalewiczów, udało się zorganizować niezwykłe spotkanie. Rodzina z różnych stron Polski i świata zebrała się i odbyła nostalgiczną podróż do miejsca, gdzie była leśniczówka, następnie miejsce tragedii Dyhdalewicza z krzyżem i cmentarz z cerkwiskiem. Dla rodziny taka wyprawa to podróż do miejsca, gdzie były korzenie rodzinne, nasiąknięte emocjami.

Czym tego typu miejsca mogą być dla turystów, którzy nie mają nic wspólnego z tą przestrzenią? Być może wskazówką mówiącą o tym, że czas szybko ucieka. Jeszcze nie tak dawno mieszkali tu ludzie, dziś rośnie tu las. A co pozostanie po nas?

Rodzina Juliana Dyhdalewicza. fot z archiwum rodzinnego Teresy Schümer

Krzyż znajdziemy TUTAJ.

 

Fotografie historyczne z archiwum rodzinnego Teresy Schümer – kopiowanie zabronione. Tekst – Grzegorz Ciećka